Main Search
Forum www.myodmiency.fora.pl Strona Główna
 
 
FAQ Members Groups Profile Private Messages

Mroczni jeźdcy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.myodmiency.fora.pl Strona Główna -> Fan Fick
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Matix96
Newbie
Newbie



Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Wto 15:42, 06 Gru 2005    Temat postu: Mroczni jeźdcy

Rozdzial I

- Kapitanie, zblizamy sie do pasa asteroid. - Powiedzial mlodszy oficer na pokladzie statku badawczego o szumnej nazwie Explorer II.
- Juz ide na mostek, powiadom doktor Jenkins ze jestesmy w pasie. Aha, kiedy dotrzemy do tego przekletego asteroidu??
- Planowany czas przybycia, 30 minut.
- Dobrze... powiadom mnie jak juz bedziemy na miejscu.
- Tak jest!!

Wkrotce po tej rozmowie Explorer II dotarl na miejsce, mlodszy oficer od razu powiadomil Kapitana, oraz szefowa ekipy badawczej, doktor Jenkins.

- Kapitanie, czy wie pan dlaczego sie tu znajdujemy?? - zapytala dr. Jenkins
- Nie, jednak podejrzewam ze Gildia miala swoj cel wysylajac nas tutaj i ze nie przybylismy na prozno...
- Ten potezny asteroid wedlug mitu jest grobowcem.
- A co to dokladnie za mit?? - spytal mlodszy oficer.
- Hmmm, opowiesc zajelaby mi duzo cennego czasu, ktorego akurat nie mamy, jednak postaram sie strescic mniej wiecej sens tej opowiesci. Otoz wedlug starych przekazow xiananskich, ten system sloneczny stal sie polem ostatniej bitwy, ktora doprowadzila do upadku 5 mrocznych lordow, ktorzy sprzymierzeni zniewolili cala Galaktyke. Jednak polaczone sily rebeliantow zdolaly zapedzic przeciwnika w to miejsce i poswiecajac prawie cala swoja flote, zniszczyc flote lordow, a samych lordow pogrzebac zywcem na tym asteroidzie.
- Kim byli ci lordowie i dlaczego byli az tak niebezpieczni?? - spytal Kapitan.
- Stare podania glosza ze byli niesmiertelni, siali terror, i zniszczenie, systemy ktore nie chcialy sie podporzadkowac byly niszczone... Wiecej chyba mowic nie trzeba. Co do ich niesmiertelnosci to uwazam ze byl to czysty wymysl, zreszta niedlugo bedziemy mogli to sprawdzic. A kim byli.. nikt nie znal ich prawdziwych imion, okreslano ich jednak mianem Mroczni Jezdzcy. Ich statki nosily tag [HELL], i pieklo podazalo ich szlakiem... nie wiadomo do konca jak wygladali Lordowie, nadano im swego rodzaju przydomki, Medros, Viferia, matix, Naberrie. Ich przywodca byl Medros, jego prawa reka - Viferia, zawsze razem... tworzyli trzon jezdzcow. Oprocz nich do grupy nalezeli jeszcze Naberrie i matix, zawsze przybywali na wezwanie Medrosa. Imie ostatniego przepadlo, jednak mysle ze natrafimy na nie odkrywajac ten asteroid. Drodzy panowie mam nadzieje ze nie nastraszylam was za bardzo, zbierajmy ekipe i ruszajmy, nie mamy calej wiecznosci, a czas to pieniadz. - dr Jenkins bardzo szybko opuscila mostek, i ruszyla przygotowac sprzet. Kapitan kazal przeskanowac asteroid i wyladowac w jak najdogodniejszym miejscu.

Ekipa badawcza opuscila statek tuz po jego przyziemieniu i po niedlugim czasie natrafila na potezna brame, prawdopodobnie strzegaca wejscia do grobowca. Pojawil sie z poczatku problem z otworzeniem ich, jednakze sprawna ekipa saperow sforsowala je za pomoca duzej ilosci ladonkow wybuchowych. Jak sie okazalo po wejsciu do srodka w grobowcu utrzymywal sie staly poziom tlenu i mozna bylo spokojnie zdjac kombinezony i oddychac nie uzywajac butli. Byla to pierwsza z rzeczy ktore zaskoczyly dr Jenkins, jak sie potem okazalo, nie ostatnia.

Schodzac powoli w dol dotarli do olbrzymiej sali w ktorej spoczywaly 4 wielkie, zapieczetowane sarkofagi. Dr Jenkins byla bardzo zdziwiona...
- A gdzie na milosc boska podzial sie piaty?? Przeczytajmy co jest napisane na scianach, moze sie czegos dowiemy...

Po paru godzinach studiowania, naukowcy odkryli ze grobowiec jest otoczony polem silowym i dzieki niemu utrzymuje sie atmosfera w srodku. Dowiedzieli sie rowniez ze podczas ostatniej bitwy lordow tylko 4 zostalo schwytanych, piatemu udalo sie uciec na pokladzie swojego krazownika, jego imie jednak nie zostalo wspomniane.

dr. Jenkins nakazala otworzyc sarkofagi, ludzie podekscytowani odnaleziskiem rzucili sie do sarkofagu Medrosa i zaczeli otwierac go nie zwracajac uwagi na plomby i napisy...

W momencie jak ostatnia plomba z sarkofagu Medrosa zostala zdjeta, sarkofag sie otworzyl, a z niego wyszedl Medros.. ZYWY!! dr. Jenkins patrzyla na niego ze zgroza...

- 2000 lat tu lezalem, czas sie zbudzic...


Statek badawczy razem z zaloga ktora pozostala na nim caly czas stacjonowal na asteroidzie. W pewnym momencie mlodszy oficer zaalarmowal kapitana ze cos sie zaczyna dziac...
- Kapitanie, nasze czujniki zarejestrowaly wstrzasy tektoniczne, z epicentrum w miejscu przewidywanego grobowca. Prawdopodobnie trzesienie ziemi.
- Skontaktujcie sie z dr. Jenkins
- Kapitanie, ona nie odpowiada... moment cos slysze... przelaczam na glosniki:
" hszzzzhhsz uciekajcie, hszhz oni hszhzh zyja!!! hhszhhhhshhhzhzzsszsz"
- STARTUJEMY, JUZ!!
- A dr Jenkins i ekipa badawcza?? Nie mozemy ich tu tak zostawic!!
- Oni juz nie zyja, startuj powiedzialem!! Albo dolaczymy do nich.

Explorer II opuscil orbite planety zaraz po starcie wlaczyl urzadzenie kamuflujace, co go prawdopobonie ocalilo... Asteroida rozpadla sie na 4 czesci, ktore po 5 minutach nabraly ksztalt 4 okretow bojowych gotowych do ataku, ktore oddalily sie w nieznanym kierunku....


Rozdzial II

Medros przechadzal sie po pokladzie gwiezdnego niszczyciela, Viferia, matix i Naberrie siedzieli spokojnie w sali odpraw, czekajac co ich dowodca ma im do zakomunikowania. W koncu drzwi do sali odpraw sie otworzyly, szybkim i zdecydowanym krokiem wszedl Medros.

- Duzo sie zmienilo, czas plynal bardzo szybko pod nasza nieobecnosc. Cywilizacje sie rozwinely, ludy niegdys zniewolone przez nasza potege, zyja bez strachu. Bierze mnie obrzydzenie jak widze te spokojne planety, ludzi uprawiajacyh pola, fabryki produkujace stal, a potem przerabiajace je na narzedzia do uprawy roli. Potrzeba zmian, olbrzymich zmian... Viferia, czy sa jakies oznaki od Lance'a ??

- Niestety, ale nie, musial sie gdzies zaszyc po naszej klesce...
- To niedobrze... szukajcie dalej. Jak go tylko znajdziecie przyprowadzcie go przed moje oblicze.

Medros spochmurnial, jego ambicja bylo odbudowanie dawnej potegi. Jednak nurtowalo go wiele pytan, na ktore nie znal odpowiedzi. Dlaczego Lance nas opuscil, dlaczego nie szukal, dlaczego nie pomogl...

- Szukajcie go gdzie tylko sie da...
- Tak Admirale - odparli zgodnym chorem Naberrie, matix i Viferia.
- Ale nie tylko jego..
- Jak to?? - rzekla Viferia
- Szukajcie, tych ktorzy maja potencjal. I ktorzy dysponuja wola i sila zdolna przezwyciezyc wszystkie przeciwnosci. Ktorych ambicjami sa, podboj wszechswiata i zniewolenie galaktyki. Szukajcie tych, ktorzy nie przebieraja w srodkach aby osiagnac cel. Jak znajdziecie przyprowadzcie przed moje oblicze.
- Tak jest Admirale, jednak powiedz mi czemu zmieniles zdanie?? - odparla Viferia.
- Jak juz powiedzialem, galaktyka sie zmienila, rozwinely sie nowe technologie, swiaty ewoluowaly... sytuacja sie zmienila, od naszej ostatniej wizyty, a to oznacza ze musimy sie dostosowac, aby wygrac. Stad musi nas byc wiecej, ale nie za duzo... Przeciez nie chcemy zeby powtorzylo sie to co nas zamknelo na 2000 lat w grobowcach... Ruszajcie moi heroldowie, czas zniw nadchodzi... mwahahahahahahaha (evil laught)

Rozdzial III

- Admirale, pilna transmisja od Vice Admiral Viferia.
- Przelacz na ekran do mojego pokoju, i nie przeszkadzaj nam.
- Tak jest Admirale.

Po kilku sekundach jedna ze scian w kwaterze Medrosa zamienila sie w olbrzymi ekran. Medros podniosl wzrok i spojrzal na ekran... To co zobaczyl, nie bylo zwykla wieczorna transmisja od Viferi. Zobaczyl zniszczony mostek jej statku, wiele cial zabitych zolnierzy, oraz ja sama ubrudzona i w uszkodzonym mundurze...

- Moja planeta zostala zaatakowana, potrzebuje pomocy...
- Ile wytrzymacie??
- Nie wiem, przeciwnik ma przewage liczebna, moj okret jest powaznie uszkodzony ale walczymy dalej. Obrona planetarna jeszcze istnieje, ale nie wiem jak dlugo. Przewaga jest miazdzaca.
- Zaczekaj chwile. - Medros wlaczyl komunikator.

- Ustawic kurs na planete Vice Admiral Viferi, pelna moc, nadac sygnal alarmowy do wszystkich Jezdzcow w poblizu, niech leca na wspolrzedne jej planety jak najszybciej potrafia.
- Tak jest Admirale, czy cos powaznego jezeli moge spytac??
- Ogloscie czerwony alarm, wszyscy na stanowiska bojowe, tak cos bardzo powaznego... Za ile tam bedziemy??
- Przy tej predkosci za jakies, 15 minut.
- Zwiekszcie predkosc maxymalnie. do 120% mocy reaktora, musimy sie tam dostac szybciej!!
- Tak jest!! - wiecej pytan nie zadawal... Juz wiedzial ze to nie cwiczenia. Medros nigdy nie zezwolilby na przeciazenie reaktora gdyby nie byloby to cos bardzo powaznego.

- Bedziemy na miejscu za okolo 10 minut, trzymajcie sie. - Medros nie ukrywal zdenerwowania.
- Do zobaczenia... - Viferia przerwala polaczenie.
Medros ruszyl na mostek...

- Pani Admiral, tarcze na 40%, kieruja sie na nas 3 krazowniki wroga i strzelaja.
- Odpowiedziec salwa. Wyslac wiadomosc do mysliwcow zeby skupily ogien na niszczycielu, nie mozemy dopuscic do ladowania ich wojsk na planecie. Musimy ich zatrzymac w przestrzeni.

Gwiezdny niszczyciel klasy Anihilator, statek flagowy Viferi, wygladal w tej chwili jakby dopiero co znalezli go w demobilu. Jednak byla to jednostka bardzo wytrzymala, dysponujaca olbrzymia sila ognia. dysponowala 40 bateriami plazmowymi oraz 20 wyrzutniami torped. Po za ta wspaniala jednostka w sklad floty admiral Viferi wchodzily 3 krazowniki klasy Avenger, oraz 5 szwadronow mysliwcow klasy Raptor... Jednak flota napastnika byla wieksza, duzo wieksza. 10 szwadronow mysliwcow, 6 fregat bojowych, 5 ciezkich krazownikow, oraz 2 niszczyciele stanowily trzon tej floty...

- Pani Admiral, otwieraja sie wrota. Ktos wychodzi z nadprzestrzeni!!
- Cos tu nie gra, Medros mial byc dopiero za 5 minut... Sygnatura statku??
- Nieznana...
- O Boze... to jest ogromne... - Na ekranie pojawil sie olbrzymi statek, zaliczal sie do grona najwiekszych statkow jakie lataly po galaktyce, wielkoscia przewyzszal nawet Gwiezdnego Niszczyciela Viferi.
- Pancernik... tylko jedna osoba mogla wpasc na pomysl zbudowania takiego kolosa...
- Wywoluje nas, co robimy??
- Przelacz na ekran, postaram sie zyskac troche czasu,

- Witam pania, co tam u Medrosa... nie zgrzybial po 2000 lat??
- Zdrajco!! To ty nas wtedy wydales, to przez ciebie bylismy zamknieci przez 2000 lat w grobowcach!! Zaplacisz za to!!
- Spokojnie... wasze odejscie bylo wszystkim na reke Ja dzieki temu zapanowalem nad mala czescia galaktyki... gdzie rzadzilem od jakichs 2000 lat, a galaktyka odpoczela od waszych kolonizacyjnych zapedow. Aczkolwiek wasz nieoczekiwany powrot mogl namieszac odrobine w moich planach, wiec postanowilem was odwiedzic... Przywitac sie ze starymi przyjaciolmi
- Jak smiesz wogole?? Ty naszym przyjacielem?? Dzieki nam zapanowal lad i porzadek, spojrz co sie dzieje teraz!! Setki malych wladcow podobnych do ciebie niszcza ta galaktyke prowadzac male smieszne wojenki!! Dzieki nam zapanowal pokoj i zadna matka, zona, corka nie stracila syna, meza czy ojca.
- To nazywaliscie pokojem?? Rzady silnej reki, zmuszanie wszystkich do wypelniania Waszych polecen?? To smiesz nazywac pokojem?? W tej chwili wszystkie nacje maja to czego chcialy, maja wolny wybor, moga samodecydowac o sobie, maja demokracje.
- Chyba anarchie. No coz, moze i maja wolny wybor, ale do czego to doprowadzilo?? Zreszta ta dyskusja jest niewazna... Oboje wiemy jak to sie skonczy, niech przemowi stal.
- Jak sobie zyczysz o Pani - w tym momencie polaczenie zostalo przerwane.

- Kurs na krazowniki, musimy sie za nimi skryc, nie mamy szans w bezposrednim starciu z tym kolosem.
- Pani Admiral, kolejne sygnatury, nadlatuje flota Medrosa!!.
- Jestesmy ocaleni Niech mysliwce i krazowniki skupia sie na niszczycielach.
- Medros wywoluje nas...
- Rzuc na ekran.
- Juz jestem przepraszam za spoznienie. Porozmawiamy po bitwie. Teraz musimy sie skupic na walce. - Powiedzial zwiezle Medros i rozlaczyl sie. Jego flota byla liczniejsza od floty Viferi. W jej sklad wchodzily 2 Gwiezdne Niszczyciele klasy Anihilator, 6 krazownikow klasy Avenger, i 12 szwadronow mysliwcow. Walka rozgorzala nowym ogniem. Blyski laserow, dzial plazmowych i wybuchow rakiet zaciemnialy caly obraz bitwy, a jednak Medros z wyczuciem kierowal walka, prowadzac do nieuniknionego juz zwyciestwa.

- Wywolajcie okret flagowy napastnika - Powiedzial krotko Medros.
- Tak jest... - po paru chwilach pancernik odpowiedzial.
- Czego ?? - zabrzmialo na ekranie.
- O, niespodziewalem sie Ciebie - rzekl Medros - widze ze jednak nie pomylilem sie co do Ciebie, zdrajco. Tak podejrzewalem ze zastane Ciebie w tym miejscu.
- Ciesz sie glupcze!! Ale to nie koniec, wygrales bitwe, ale wojna ciagle trwa!!
- Lance, dla Ciebie juz sie skonczyla. Poddaj sie, ocal chociaz resztki swojej floty.
- Nigdy. - transmija w tym momencie zostala przerwana.
- Admirale, obca jednostka ucieka!!
- Nie scigajcie go, skupcie sie na dobiciu pozostalosci jego floty. Na Niego przyjdzie czas pozniej.

A wiec to sie stalo z Lance'm piatym jezdzcem. Sprzedal nas 2000 lat temu, jednak przezylismy, a teraz chce nas dobic. Skonczyc dziela... Glupiec...

- Admirale, transmisja z okretu flagowego Vice Admiral Viferia.
- Rzucic na ekran.
- Wiec juz wiesz, kim jest nasz wrog?? - powiedziala Viferia, na jej twarzy widac bylo zmeczenie, po wyczerpujacej bitwie.
- Tak, Lance nasz stary przyjaciel... kto by sie spodziewal... - Spokoj w glosie Medrosa byl przerazajacy - twoj statek sie nadaje tylko do generalnego remontu, hahaha - odparl zeby rozladowac atmosfere.
- Haha, no coz na kilkanascie dni moge zapomniec o podbojach
- Spotkamy sie na planecie. Trzeba ocenic straty... I jeszcze jedno, ciesze sie ze nic Ci nie jest
- Do zobaczenia - Odparla Viferia, po czym cala flota skierowala sie w kierunku orbitujacej nad planeta stoczni, gdzie miano dokonac potrzebnych napraw. Po zadokowaniu do stoczni z pokladow okretow flagowych Medrosa i Viferi odbily wahadlowce majace zawiezc Jezdzcow na planete... ale to juz inna historia.

Rozdzial IV


- Wchodzimy w atmosfere - rozbrzmial przez glosnik glos pilota - za okolo 5 minut wyladujemy na ladowisku.
- Dobrze, czy wahadlowiec Viferi leci za nami??
- Tak, wyladuje jakies 2 minuty po nas.
- Rozumiem. Prosze informowac w razie jakichs zmian. - skwitowal krotko Medros
- Oczywiscie, sir.

Medrosa nurtowalo dalej ostatnie spotkanie, Lance... walczyli czesto ramie w ramie, nie raz narazali dla siebie zycie, co go sklonilo do zdrady... Dlaczego, przylecial dzis i zaatakowal... Strach?? A moze cos innego?? To co sie stalo, nurtowalo go od momentu w ktorym wsiadl do wahadlowca... Jego myslenie zostalo przerwane przez glos dobiegajacych z glosnika.

- Sir, wahadlowiec Viferi zboczyl z kursu!
- Pokaz na ekranie - odparl Medros. Po sekundzie na ekranie pojawil sie obraz wahadlowca, ktory juz nie lecial, ale spadal.
- Nawalily silniki hamujace, zrownaj sie z nim, i zlap go w pole sciagajace.
- Sir, ale nie wiem czy uda nam sie wtedy wyladowac w jednym kawalku, nie wiem czy utrzymamy tak wielka mase.
- Nie mysl tylko wykonaj!
- Tak jest sir.

Wahadlowiec Medrosa wykonal prosty manewr i chwycil wahadlowiec Viferi w pole sciagajace, silniki hamujace zawyly na maxymalnych obrotach, schodzili do ladowania awaryjnego. Wahadlowiec Viferi zaczal sie zblizac i po paru chwilach oba wahadlowce szczepily sie, tworzac jeden wielki twor, spadajacy i wyjacy.
- Pilocie, przeskanuj wahadlowiec Viferi.
Po chwili rozlegl sie glos:
- Kokpit pusty, 2 osoby w boxie dla pasazerow... troche to wyglada dziwnie, jakby sie miotali od jednej sciany do drugiej... Sir, spadamy co raz szybciej nie wiem czy uda nam sie wyladowac.
- Laduj awaryjnie, wchodze na poklad wahadlowca Viferi.
- Tak jest
- Medros out.

Medros udal sie do wlazu awaryjnego, otworzyl go i wszedl na poklad uszkodzonego wahadlowca, znajdowal sie w korytarzu prowadzacym miedzy boxem dla pasazerow a kokpitem. Wyciagnal z kabury pistolet laserowy i udal sie w kierunku kokpitu. Do ladowania pozostala jeszcze minuta. Usiadl w fotelu pilota i jednym ruchem sprawdzil czy silniki hamujace dzialaja, po odpaleniu, silniki zawyly zgodnie i twor zaczal hamowac, Medros przelaczyl je na maxymalny ciag i przekazal sterowanie do kokpitu swojego statku.
Statki zaczely powoli wyhamowywac, a ze wszystkie silniki dzialaly na pelnych obrotach nie bylo to trudne...


- Musisz zginac... a ja razem z toba. Nie wypuszcze cie z tad zywej - powiedzial wysoki, szczuply meszczyzna, ktorego wrecz nienaturalna bladosc w polaczeniu z wychudlym wizerunkiem nadawala mu wyglad trupa, w kierunku lezacej opodal kobiety...
- Kto ciebie naslal??
- Nie domyslasz sie??
- Lance.... - Viferia wygladala jeszcze gorzej niz po bitwie... swieze opatrunki na glowie znowu byly zakrwawione... Jednak ona nie zwracala uwagi na rany, w glowie przelecialo jej pelno mysli, co zrobic zeby sie wykaraskac...
W tym momencie statek zaczal wyraznie i gwaltownie hamowac...
- Co jest?? - zdumienie na twarzy mezczyzny nadawalo jego twarzy jeszcze bardziej trupi wyglad... Po chwili drzwi do boxu ladunkowego otworzyly sie i stanal w nich wysoki, barczysty mezczyzna z laserem w reku...
- A skad ty, sie... - i nie dokonczyl, Medros nie nalezal do ludzi ktorzy zadaja pytania, szkoda mu bylo na to czasu...
- I tak by nic nie powiedzial... szkoda bylo zachodu. Nic ci nie jest?? - Spokoj w glosie Medrosa po raz kolejny spowodowal ze na twarzy Viferi pojawilo sie ogromne zdziwienie.
- Ja chyba nigdy nie przywykne do Twoich metod... Aczkolwiek ciesze sie ze zyje.
- To dobrze Moje metody sa skuteczne i to sie liczy. A teraz zapnij pasy, za 20 sekund ostre ladowanie...

To bylo najdluzsze 20 sekund w zyciu Viferi... a przynajmniej jej sie tak wydawalo. Statki wyladowaly, moze nie bylo najbardziej udane ladowanie, aczkolwiek kazde ladowanie ktore sie przezyje mozna nazwac udanym
Viferia i Medros opuscili pospiesznie statek, po chwili przybiegl pilot z wahadlowca Medrosa... po jakiejs minucie statki wylecialy w powietrze...
Cala trojka znajdowala sie na wielkiej rowninie pokrytej lanami trawy, w oddali widac bylo zarysy ladowiska, z ktorego pedzily poduszkowce zeby jak najszybciej podjac rozbitkow i zawiesc do ambulatorium.
Po niedlugim czasie byly na miejscu, zawiozly cala trojke rozbitkow do ambulatorium, gdzie Viferie poddano rehabilitacji, natomiast Medros i pilot wahadlowca po niedlugim badaniu zostali wypuszczeni.

- Jak masz na imie?? - zapytal Medros
- Heh... Nie mam imienia, a raczej wole o nim zapomniec... Kiedys zylem na planecie pelnej ludzi, zwierzat, kwiatow... Jednak moja ojczysta planeta stala sie ofiara napasci, oprawcy niszczyli co popadnie, kradli surowce, grabili co sie dalo... Sluzylem wtedy w armi, bylem kapitanem okretu flagowego, w ostatniej bitwie admiral kazal nam staranowac okret flagowy napastnika, i to zrobilismy, nasz okret wybuchl w olbrzymiej eksplozji zabierajac ze soba okret wroga, uratowalo sie nas niewielu, niewiele kapsul ratunkowych wystrzelilo, ludzie wiedzieli ze nie bedzie do czego wracac, nasza planeta zostala zniszczona, w tej chwili to swiat ktorego powierzchnie pokrywa radioaktywna pustynia, co chwile wybuchaja wulkany... Planeta targaja burze jonowe, nie nadaje sie do zycia. Wiekszosc z tych ktorzy przezyli, rozproszyla sie po galaktyce w poszukiwaniu zemsty. Mozesz mi mowic NiktWazny.
- Niech i tak bedzie... powiedz mi tylko, kto was zaatakowal??
- Lance... - Medros wiedzial ze czlowiek nie klamie, w jego oczach widac bylo ogien jak wymawial to imie, wiedzial ze maja wspolny cel i wiedzial co zrobic zeby go osiagnac...
- W takim razie stan u mego boku, jako jeden z tych ktorzy poprowadza legiony do walki z nemesis tej galaktyki... Twoja odwaga w obliczu smierci i opanowanie, uratowalo nam zycie. Niech swiat uslyszy o Tobie, od dzis bedziesz znany jako Jezdziec, Twoja planeta zostanie odbudowana, zaraz wysle tam statki ktore naprawia zniszczone wojna srodowisko i odbuduja ja. A ludzie pojda za Toba i wroca do ojczyzny. Stan u mego boku i wspomoz nas w tych ciezkich chwilach.
- Niech i tak bedzie - zacytowal slowa Medrosa NiktWazny... w jego oczach zaplonal ogien
- Zemsta sie zbliza, olbrzymimi krokami...

- Admirale, panska malzonka czuje sie juz lepiej - przerwal Jezdzcom rozmowe sanitariusz.
- Kiedy bedzie mogla opuscic to miejsce?? - spytal Medros.
- Wlasnie ja wypisujemy, po za tym ktos prosil o kontakt z panem.
- Kto?
- Zdaje sie ze Matix i Naberrie znajduja sie na orbicie planety i maja jakies wiesci.
- Dobrze skontaktuje sie z nimi, jak tylko dotrzemy do kwatery glownej.

Viferia wyszla wolnym krokiem przed budynek, rozejrzala sie, w miescie nie widac bylo sladow po walce, tarcza ochronna dookola planety wytrzymala. Nikomu nic sie nie stalo. Po chwili zobaczyla Medrosa kroczacego w jej kierunku, z jakims czlowiekiem. Na pierwszy rzut oka obcy wydawal sie przystojnym, pelnym wigoru mlodziencem, jednak im blizej podchodzil tym bardziej widac bylo blizny pokrywajace jego twarz i rece, mimo ze byl mlody, jego cialo wskazywalo na ogrom doswiadczenia wojennego. Charakterystyczny w tym czlowieku byl sposob ubierania sie, oraz bron ktora znajdowala sie zamocowana na pasie. Ubrany byl w mundur, aczkolwiek nie byl to mundur Jezdzcow, co wskazywalo ze byl najemnikiem, ale ta bron... To byl mlot bojowy, jakich uzywano przed wynalezieniem broni palnej, bron prosta w swojej budowie, ale niezaprzeczalnie smiertelna w dzialaniu...

- Kim jestes?? nieznajomy? - jej anielski glos, oraz subtelny ton wypowiedzi, lagodzil cala agresje jaka NiktWazny posiadal po rozmowie z Medrosem... Jego odpowiedz zamarla mu w ustach, nie mogl wydobyc z siebie chocby jednego dzwieku... Domyslil sie ze to Viferia, jednak jak wyszli ze statku po katastrofie nie zauwazyl necacego oczy i bijacego wrecz od tej postaci piekna...
- No wydus cos z siebie czlowieku - zarechotal Medros, wiedzial dokladnie jak jego zona dziala na mezczyzn...
- Nnnn... Nazywaja mnie NiktWazny prosze pani.. Medros wlasnie.. no ten tego.. mianowal mnie jednym z Jezdzcow..
- To dobrze, odwazni ludzie zawsze znajda miejsce wsrod nas
- Idziemy do kwatery glownej - powiedzial Medros przerywajac trans w jaki zapadl swiezo upieczony Jezdziec - Naberrie i matix maja dla nas jakas wiadomosc.

Po 10 minutach jazdy poduszkowcem dostali sie do kwatery glownej, w ktorej na olbrzymim ekranie widac bylo twarz matixa.
- Nareszcie jestescie, znalezlismy Pancernik Lance'a, walczy z kims, jednak nie wiemy z kim, co robic??
- Jak to co?? - odparl Medros - ATAKOWAC!!
- Przyslijcie wsparcie, skontaktujemy sie z atakujacymi pancernik, nasze dalekie skanery wykazaly 3 floty pedzace do miejsca bitwy, a sily jakimi dysponujemy sa zbyt slabe zeby zniszczyc przeciwnika.
- Dobrze, juz lecimy. NiktWazny, przejmiesz dowodztwo nad polaczona flota moja i Viferi, my zostaniemy na planecie, zobaczymy jak sie spiszesz. Daj nam znac o rezultacie.
- Tak jest!!

Wahadlowiec opuscil planete... Flota ruszyla na pelnej mocy do bitwy, ktora dla wielu zolnierzy moze byc ostatnia...


Rozdzial V

- Zaraz bedziemy w odleglosci strzalu, skontaktuj sie z okretem flagowym floty atakujacych, moze uda sie zatrzymac pancernik tutaj. - zabrzmialo na ekranie mostka matixa, Naberrie byla podekscytowana zblizajaca sie walka.
- Wywolac okret flagowy - powiedzial matix, patrzac na ekran z ktorego wlasnie zniknela Naberrie.
- Jest odpowiedz.
- Wrzuc na ekran. - po chwili na ekranie pojawil sie wysoki mezczyzna, odziany w zbroje, z metalowymi napiersnikami, oraz mieczem w dloni.
- Darth Ardusor, dowodze tym atakiem o co chodzi??
- Potrzebna wam pomoc??
- Nie - odpowiedzial dumnie Darth - umiemy sobie radzic sami.
- Rozumiem, aczkolwiek nasze skanery dalekiego zasiegu wykryly 3 floty, ktore leca prawdopodobnie zeby pomoc temu gigantowi, a tak swoja droga to mamy z nim wlasne porachunki, wiec z zaatakujemy go z Twoja zgoda, albo i bez.
- No dobrze, zgadzam sie... - w tej chwili pocisk uderzyl w burte statku Ardursora, nie wyrzadzil wielkich szkod, ale lacznosc zostala zerwana.
- Trafili w przekaznik, mowi sie trudno. Atakujemy, czas do przylotu posilkow??
- 5 minut.
- Pewnie nie uda nam sie go zniszczyc w tak krotkim czasie, ale moze chociaz uniemozliwimy mu ucieczke.

Flota Naberrie i matixa rzucila sie na pancernik, starali sie przebic pancerz, jednak olbrzym nadal walczyl, z kazda chwila sytuacja stawala sie bardziej denerwujaca, czas naglil a pancernik nadal zyl.

- Pani Admiral, odebralismy sygnal z pancernika...
- Na ekran.
- Witaj, siostro... - powiedziala postac na ekranie - widze ze obudziliscie sie w koncu?? Heh myslalem ze tylko Medros i Viferia ozyli... a jednak bylem w bledzie.
- Nie jestes moim bratem, nigdy nie byles, to ze nasi rodzice cie przygarneli nie czyni ciebie czlonkiem naszej rodziny... a w kazdym razie juz nie. Zdrajco.
- Oj nie przesadzaj... jak tylko doleca moje posilki to przypomne ci twoje slowa... SIOSTRO - odparl Lance,
- Nie nazywaj mnie tak, juz nie jestes moim bratem, walcz i pokaz na co cie stac!! Zerwij polaczenie. Nie chce rozmawiac z tym.. gadem.
- Pani admiral, flota nieprzyjaciela wlasnie doleciala, co robimy??
- Niech matix zajmie sie pancernikiem, nasze sily skierowac do ataku na jego wsparcie.
- Pozostale dwie floty pojawia sie jedna po drugiej w odstepie 20 sekund, za okolo 2 minuty, nasze sily sa jeszcze wystarczajace, ale podejrzewam ze jak sie pojawia to bedzie ciezko, proponowalbym sie wycofac.
- NiktWazny leci nam z pomoca, powinnismy dac rade, a o wycofaniu sie chwilowo nie ma mowy.
- Pani Admiral, transmisja ze statku DarthaArdursora
- Na ekran - odparla Naberrie.
- Naprawilismy komunikacje, jak idzie bitwa?? - powiedzial Darth
- Nie najgorzej, ale za 2 minuty rozpeta sie tu pieklo.
- Moja flota jest do dyspozycji , ucieczka nie wchodzi w rachube.
- Zaatakujcie Pancernik i wpomozcie flotke matixa. Ja sie zajme nadchodzacymi posilkami. Musimy rozdzielic ich i nie dopuscic zeby sie polaczyly bo wtedy polegniemy.
- Oczywiscie odezwe sie za jakis czas. - Darth Ardusor zerwal po tych slowach polaczenie, a jego flota uderzyla w pancernik, zadajac ciezkie straty olbrzymowi.

Po chwili otwarly sie portale, a znich wynurzyly sie kolejne watahy statkow. Bitwa zaczela sie przechylac na strone Lance'a, chociaz jego pancernik byl bardzo ciezko uszkodzony, to floty wspierajace zmieszaly sie z flotami Dartha, matixa i Naberrie, tworzac nieopisany wrecz chaos. Ogrom statkow bioracych udzial w bitwie, uniemozliwial wrecz taktyczne prowadzenie bitwy. Wkrotce bitwa zaczela przeradzac sie w serie potyczek miedzy mniejszymi grupami mysliwcow, statkow wsparcia oraz jednostek liniowych. Jednak dla wprawnego oka, sytuacja wygladala co raz gorzej dla zjednoczonych sil Jezdzcow i wspierajacego ich Dartha... Jednak nadal pozostawal cien szansy, NiktWazny...

- Ile jeszcze czasu?? - Naberrie byla poddenerwowana
- Skanery pokazuja ze zaraz bedzie, doslownie za chwile. Jednak nalezy pamietac ze flota Viferi i Medrosa jest uszkodzona po poprzenim starciu z Lance'm i moze ni ereprezentowac pelnej sily bojowej... Zaraz, chwila za Nim leca jeszcze dwa statki, ale ich predkosc... beda tu chwile po NiktWazny, ale... nie wiem czy to przyjaciel, czy wrog...
- Czas pokaze... zaraz jak sie pojawi NiktWazny, kazcie mu zaatakowac od lewej flanki sily wspierajace... miejmy nadzieje ze sie powiedzie...

NiktWazny i jego flota faktycznie pojawila sie po chwili. Wiadomosc ze statku Naberrie zostala wyslana doslownie po chwili i atak nastapil zgodnie z planem. Floty wspierajace Pancernik Lance'a doznaly szoku, nie spodziewaly sie ze ktos moze nadleciec z pomoca dla ich niedoszlych ofiar, jednak ich szok trwal bardzo krotko. Jednak teraz szanse byly wyrownane, i zapowiadalo sie na to ze bitwa sie przeciagnie. NiktWazny i Darth Ardusor, dawali z siebie wszystko, Naberrie i matix srubowali swoich ludzi do granic mozliwosci, jednak pancernik Lance'a dawal spora przewage flocie przeciwnej, byl to statek poteznie uzbrojony i opancerzony, srednie statki staraly sie unikac go jak ognia, a Gwiezdne Niszczyciele mimo ze potezne i dobrze uzbrojone nie mogly sobie poradzic z tak ogromnym celem. I wtedy stalo sie cos co przewazylo szale zwyciestwa...

- Witaj matix - na ekranie gwiezdnego niszczyciela matixa pojawila sie znajoma twarz Medrosa.
- EEEEeeeee - tylko tyle byl w stanie wydac matix z siebie ujrzawszy tego ktorego nikt sie nie spodziewal
- Czy ty zawsze musisz zaskakiwac?? - powiedzial w koncu do Medrosa.
- Taki juz jestem - odparl Medros - Bedziemy z Viferia za jakas minute, jak wyglada sytuacja??
- Pancernik Lance'a daje nam sie ostro we znaki, co prawda sily liczebnie sa wyrownane, jednak ten cholerny pancernik...
- Spokojnie zajmiemy sie tym... - odparl Medros
- A czym wy lecicie?? Przeciez wasze statki i floty przekazaliscie w rece NiktWazny...
- Od pewnego czasu na planecie Viferi prowadzilismy potajemnie budowe nowego typu statku, chyba czas przetestowac go w bitwie , mamy 2 takie slicznotki. To krazowniki liniowe, z poteznymi bateriami plazmowymi na burtach i szybkostrzelnymi dzialkami laserowymi w wiezach... no co tu duzo opowiadac zaraz bedziemy to sami zobaczycie - glos Medrosa jak zawsze brzmial spokojnie, nie pozwalal zeby ktos zobaczyl jego emocje i to co sie dzieje w jego wnetrzu. A sam sie zastanawial jak to cudo techniki sie sprawdzi w bitwie...

Krotko po dotarciu do miejsca bitwy, Medros nakazal wleciec w sam jej srodek zeby w pelni wykorzystac moc dzial plazmowych.
- Viferia, lec za mna, musimy dotrzec do pancernika, niszczac po drodze wszystko co sluzy Lance'owi...
- - Viferia sie usmiechnela, wiedziala ze Medros poklada duza nadzieje w nowych statkach i ze teraz losy bitwy znowu w jego rekach.

Krazowniki liniowe weszly pomiedzy walczacych i zaczely ostrzal, z poczatku troszke niecelny, jednak z kazda minuta co raz wiecej pociskow trafialo w wieksze statki wroga niszczac jeden po drugim. Wiezyczki laserowe namierzaly i strzelaly w kierunku mysliwcow, demolujac je tak ze zostawaly wraki. Powoli zaczely sie zblizac do pancernika...

- Nawiazac polaczenie ze statkiem Viferi. - Powiedzial Medros
- Juz panie admirale.
- Viferia, bierzemy Lance'a w kleszcze, ja podlece do pancernika z jego lewej burty, ty z prawej, ogien z dwoch stron powinien poskutkowac na tego olbrzyma.
- Bedzie zabawa - odparla krotko Viferia.

Jak powiedzial tak tez zrobili. Po kilkunastu salwach, z pancernika zaczely sie wysypywac kapsuly ratunkowem a ten przelamal sie w pol i eksplodowa... Mysliwce z floty wspierajacej zaczely zbierac kapsuly, podczas gdy statki ciezkie szykowaly sie do ucieczki.

- Polaczcie mnie z okretami flagowymi.
- Tak jest!! - po chwili na ekranie pojawili sie Naberrie, Viferia, matix, Darth Ardusor i NiktWazny
- Bitwa wygrana, po raz kolejny pokazalismy na co nas stac , dziekuje tobie za pomoc Darth Ardusorze, bez Ciebie byloby trudno.
- Heh nie macie za co dziekowac... Gdyby nie wy to juz by nas nie bylo... Kim wogole jestescie??
- Wolaja na nas Mroczni Jezdzcy, jestesmy hm... powiedzmy ze reliktem przeszlosci . Szukamy takich ludzi jak ty, odwaznych, nie bojacych sie wyzwan, przylacz sie do nas, stan sie jednym z Jezdzcow... Nie odrzucaj przeznaczenia...
- Przemysle to i odezwe sie jeszcze. Myslisz ze on zginal?? - zmienil temat DarthArdusor
- Watpie, czuje ze gdzies tam jest... upokorzony, ale nie pokonany, musimy bardzo uwazac, bo jeszcze nie raz sprobuje zniszczyc to co stworzylismy. Jeszcze raz dziekuje wszystkim i do zobaczenia. - odparl Medros, okna sie zamknely, pozostalo tylko jedno... Viferia spojrzala na meza.
- Co raz wiecej ludzi podaza za toba, znowu rosniemy w sile, masz dar... jestes urodzonym liderem.
- To nie tak Vifi (mowil tak do niej tylko jak byli na osobnosci), ja poprostu widze ze przeznaczenie nakazalo mi cos zrobic i ja za wszelka cene to osiagne, zrobie wszystko zeby ta galaktyka znowu byla spokojnym miejscem...
- Zaprowadzimy tu porzadek, nie martw sie... Tylko pozostaje pytanie, co dalej?? - odparla Viferia
- Czas pokaze - skwitowal Medros. - Cos czuje ze Lance jeszcze nie raz nam stanie na drodze, ale w koncu pokonamy go, wspolnymi silami. Wielu dolaczylo sie do naszej sprawy, a wielu jeszcze dojdzie... A historia nas oceni....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadowmancer
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 291
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: HeaVeN

PostWysłany: Wto 19:02, 06 Gru 2005    Temat postu:

Kurde, ale długi, przeczytam późnije tera znie mam czasu

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Matrix14
Newbie
Newbie



Dołączył: 30 Lis 2005
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Wto 20:26, 06 Gru 2005    Temat postu:

mi sie podoba Very Happy gratz za twórczość Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Matix96
Newbie
Newbie



Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Śro 14:47, 07 Gru 2005    Temat postu:

Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Epjon
Newbie
Newbie



Dołączył: 18 Gru 2005
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/6

PostWysłany: Nie 19:37, 18 Gru 2005    Temat postu:

WOW

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.myodmiency.fora.pl Strona Główna -> Fan Fick Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Back to Top              
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Jenova Template © digital-delusion.com
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Regulamin